Czerwona zaraza: bolszewickie bestialstwo w wojnie 1920 roku

Zwłoki polskich oficerów posiekane szablami. Oczy wykłute bagnetami. Tysiące zgwałconych kobiet. Płonące kościoły, szpitale i wsie. Tak wyglądało „wyzwolenie” niesione na końskich kopytach przez hordy Armii Czerwonej w czasie wojny polsko-bolszewickiej.

To nie była zwykła armia. To była machina terroru, przesiąknięta ideologią nienawiści, pozbawiona honoru i zasad prowadzenia wojny. Oficerowie nie mieli tradycyjnych stopni – za to w kieszeniach trzymali wyroki śmierci na całe narody. Ich rozkaz brzmiał prosto: niszczyć, gwałcić, mordować.

Nawet rosyjski pisarz żydowskiego pochodzenia i oficer polityczny Isaak Babel, który w 1920 roku towarzyszył 1 Armii Konnej Siemiona Budionnego, nie potrafił ukryć grozy tego, co widział. W jego zapiskach czytamy:

„Błagamy, żeby nie zabijać jeńców… Trupy na trupach… Jęki, krzyki, charkot… Piekło. Jakąż to wolność przynosimy, okropieństwo. Apanasenko – nie trać ładunków, zarżnij go. Apanasenko zawsze tak mówi – siostrę zarżnąć, Polaków zarżnąć.”

Szczególną sławą krwawego okrucieństwa okryła się konarmia Budionnego i Konny Korpus Gaja. To oni wymordowali jeńców z Brygady Syberyjskiej w Chorzelach, a kilka dni później – kawalerzystów pułkownika Bolesława Roi w Ostrołęce. W Berdyczowie spalili szpital z ponad 600 rannymi żołnierzami i personelem medycznym. W Bystrykach zadźgali 700 żołnierzy 50 Pułku Strzelców Kresowych. W Zadwórzu dobili rannych, nie oszczędzając nikogo.

W sumie tylko 3 Korpus Kawalerii Gaja zamordował ponad tysiąc polskich jeńców wojennych. To były masowe egzekucje, nie bitwy. Zbrodnie wojenne, a nie starcia honorowych armii.

Tak wyglądało oblicze rosyjskiej „rewolucji”, którą bolszewicy obiecywali przynieść światu. Za czerwonym sztandarem krył się zapach krwi, spalenizny i rozkładu. Wojna polsko-bolszewicka była nie tylko starciem o granice – była walką cywilizacji z barbarzyństwem.

KOMENTARZ REDAKCYJNY

Rosja nie zmieniła się od stu lat. To wciąż ta sama armia gwałcicieli, morderców i podpalaczy. W 1920 roku w Bystrykach zarzynali polskich jeńców, w Berdyczowie palili rannych w szpitalu, w Chorzelach mordowali bezbronnych. W 2022 roku w Buczy strzelali ludziom w tył głowy, w Mariupolu zamienili miasto w cmentarzysko, w Iziumie zakopywali całe rodziny w masowych grobach.

Nie ma różnicy w metodach. Zmieniły się tylko mundury i sprzęt. Zamiast szabel – rakiety, zamiast koni – czołgi. Ale cel jest ten sam: zniszczyć, upokorzyć, złamać wolę życia. Rosja nie prowadzi wojen – Rosja dokonuje rzezi.

Kreml wciąż karmi świat tą samą trucizną propagandy, obudowując zbrodnie frazesami o „wyzwoleniu” i „pokojowej misji”. W 1920 roku przynosili „światową rewolucję” na bagnetach – dziś przynoszą „denazyfikację” w lufach czołgów.

Tylko naiwni wierzą, że z taką Rosją można zawrzeć „uczciwy pokój”. Historia pokazuje jasno: tam, gdzie wkracza rosyjski żołnierz, tam znikają ludzie, a pojawia się tylko śmierć.

To, co wydarzyło się w 1920 roku, nie jest zamkniętym rozdziałem. To ciągła linia rosyjskiego barbarzyństwa, która prowadzi prosto do dzisiejszej Ukrainy. I jeśli świat nie zatrzyma Moskwy teraz, kolejne rozdziały tej księgi krwi zostaną zapisane w Warszawie, Wilnie, Rydze… i dalej, coraz głębiej w Europie.

Jagiellonia.org