Krew warszawskiej Ochoty na rękach Rosjan. Jak SS-RONA topiła stolicę w morzu krwi
Byli pijani, brutalni i żądni krwi. Mówili po rosyjsku, a ich dowódcą był sowiecki renegat Bronisław Kamiński. To właśnie rosyjscy kolaboranci z SS-RONA stali się jednymi z głównych katów Powstania Warszawskiego. W ciągu kilku dni wymordowali dziesiątki tysięcy bezbronnych cywilów – w imieniu III Rzeszy i z ochotą, jakiej nie powstydziłyby się najbardziej okrutne bestie w dziejach świata. Ta zbrodnia to nie tylko niemiecki terror. To także rosyjski ślad krwi – ten, o którym Moskwa do dziś woli milczeć.
Wśród wszystkich zbrodniarzy, którzy deptali Warszawę w sierpniu 1944 roku, jedni wybili się na niepojęte okrucieństwo.
RONA – jednostka utworzona przez Niemców, ale złożona głównie z Rosjan – weszła do Warszawy jako część zgrupowania SS do tłumienia Powstania. Rosyjscy renegaci w służbie SS – pod komendą Bronisława Kaminskiego – zostawili po sobie krwawy ślad, który do dziś powinien hańbić pamięć ich narodu.
Skąd wzięła się ta formacja – i kim byli jej żołnierze?
ŁOKOCKA „REPUBLIKA” – KUŹNIA ROSYJSKICH KOLABORANTÓW III RZESZY
Wszystko zaczęło się na okupowanych terenach sowieckiej Rosji, na styku obwodów briańskiego, kurskiego i orłowskiego. To tam Niemcy postawili na miejscowych Rosjan znanych z bezwzględności – Konstantina Woskobojnika i Bronisława Kaminskiego. Ten ostatni – były zesłaniec, oportunista i notoryczny pijak – stworzył w Łokocie marionetkową „republikę” pod patronatem III Rzeszy.
Sowieccy partyzanci próbowali raz zdusić ten patologiczny eksperyment. W styczniu 1942 roku ruszyli na Łokot w setkach sań. Zaatakowali, ale zostali odparci. Rezultat? Nie tylko przetrwała „republika”, ale i zyskała sławę – w oczach Berlina – jako skuteczny bastion antysowiecki. W nagrodę Kaminski dostał awans, a jego oddziały zaczęły rosnąć w siłę. Tak narodziła się RONA – Rosyjska Wyzwoleńcza Armia Ludowa. Rekrutowali się do niej lokalni chłopi, dezerterzy z Armii Czerwonej, byli zesłańcy i sowieccy renegaci. Ich zadaniem była walka z partyzantami. Ich metody – brutalność, pacyfikacje, gwałty, rabunki – zyskiwały im złą sławę wszędzie, gdzie się pojawili.
ROSYJSKI KOLABORANT Z ŻELAZNYM KRZYŻEM
Kaminski – Polak z pochodzenia, ale duszą Rosjanin służalczy wobec zbrodniczej Rzeszy – stworzył armię, która na papierze miała walczyć z partyzantką. W rzeczywistości była to banda szabrowników, morderców, gwałcicieli i katów. Ich operacje „antypartyzanckie” to systematyczne masakry ludności cywilnej. Palili wsie, rozstrzeliwali kobiety i dzieci, krwawo karząc tych, których podejrzewano o sprzyjanie partyzantom.
W maju 1943 r. podczas operacji „Cygański Baron” Kaminski i jego ludzie wymordowali tysiące ludzi. Ten zbrodniarz nie tylko nie został ukarany, ale otrzymał… Żelazny Krzyż. Od Heinricha Himmlera osobiście.
GDY ROSJANIE PRZYSZLI DO WARSZAWY…
Latem 1944 r. Warszawa stanęła do nierównej walki o wolność. Na miasto rzucono nie tylko niemieckie oddziały. 3 sierpnia, u boku esesmanów z Kampfgruppe Reinefarth, wkroczyli do stolicy rosyjscy „żołnierze” z RONA. Właściwie – hieny w mundurach, bestie bez człowieczeństwa.
To nie byli żołnierze, lecz zwyrodnialcy. Na warszawskiej Ochocie Kaminski i jego ludzie rozpętali piekło. Zabijali bez litości. Kobiety. Starców. Dzieci. Grabili na potęgę. Według relacji, każdy z nich opuszczał Warszawę z workiem zegarków na rękach, torbami pełnymi łupów i sumieniem zalanym krwią niewinnych.
Nie walczyli – oni mordowali. Ich „bohaterstwem” były egzekucje cywilów, gwałty na dziewczynkach, podpalenia kamienic z ludźmi w środku. Nawet Niemcy byli zszokowani skalą barbarzyństwa „rosyjskich sojuszników”. Kaminski miał przelać zbyt wiele krwi – nawet jak na SS.
ZEMSTA I ŚMIERĆ
Pod koniec sierpnia 1944 r. Niemcy, zdając sobie sprawę z chaosu i demoralizacji RONA, wycofali ich do Truskawia w Puszczy Kampinoskiej. Tam, w nocy z 2 na 3 września, oddziały Armii Krajowej pod dowództwem Adolfa Pilcha ps. Góra-Dolina wymierzyły sprawiedliwość. W zasadzce zginęło 200 rosyjskich esesmanów. Była to jedna z nielicznych chwil, gdy kata spotkała ręka sprawiedliwości.
Niedługo potem, jakby w ramach „wewnętrznego rachunku sumienia SS”, Kaminski został zlikwidowany przez Niemców – rzekomo za niesubordynację. Oficjalnie rozstrzelany, nieoficjalnie: wyeliminowany, by zatuszować skalę bestialstwa jego dywizji.
EPILOG – BEZ SKRUCHY
Po wojnie wielu „bohaterów” Kaminskiego trafiło w ręce Sowietów. Pokazowe procesy nie przyniosły skruchy. Tylko garstkę stracono. Resztę włączono w tryby sowieckiej machiny. Niektórzy z RONA jeszcze przez lata ukrywali się w lasach, walcząc już nie za Hitlera, ale „przeciwko komunie”. Tak zbrodniarze chcieli przejść do historii jako rosyjscy „wyklęci”.
Nie zasługują na pamięć. Ani na litość. Ich nazwiska powinny być synonimem hańby. Tak jak Rosja, która do dziś – z nowymi Kaminskimi i nową RONA w mundurach z literą Z – pokazuje, że bestialstwo nie jest dla niej incydentem, lecz cechą narodową.
Jagiellonia.org