Słowa Trumpa okazały się prorocze

Niektórzy dziennikarze mediów mainstreamowych chwalą Bidena za rzekome dobre zarządzanie kryzysowe wokół wojny na Ukrainie.

Słowa Trumpa okazały się prorocze
Photo by Darren Halstead / Unsplash

Niektórzy dziennikarze mediów mainstreamowych chwalą Bidena za rzekome dobre zarządzanie kryzysowe wokół wojny na Ukrainie. To jest błąd! Nie dość, że nie zapobiegł tej wojnie (a mógł, gdyby tak bardzo nie bał się Putina), to jeszcze ośmiesza swój kraj usiłując uzyskać ropy od krwawych dyktatur zamiast zrezygnować z drastycznych zakazów związanych z polityką klimatyczną, przynajmniej tymczasowo.

We wrześniu 2018r., podczas przemówienia w ONZ, ówczesny prezydent USA Donald Trump, który przecież dotychczas niektórzy postrzegają jako prorosyjski, wyraził zaniepokojenie uzależnieniem Europy od … rosyjskiej energii podczas Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych. Wówczas śmiano się z jego słów, podobnie jak śmiano się ze słów Ś.P. prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Tbilisi 10 lat wcześniej. Oczywiście ze względów ideologicznych. “Poleganie na jednym zagranicznym dostawcy może narazić narody na wymuszenia i zastraszanie, dlatego gratulujemy państwom europejskim, takim jak Polska, za kierowanie budową Baltic Pipe, aby narody nie były zależne od Rosji w zakresie zaspokajania ich potrzeb energetycznych. Niemcy staną się całkowicie zależne od rosyjskiej energii, jeśli natychmiast nie zmienią kursu.”

DWULICOWOŚĆ? TCHÓRZOSTWO? CZY GIGANTYCZNY BŁĄD GEOSTRATEGICZNY?

W świetle rozpoczętej w tłusty czwartek wojnę na Ukrainie, wydawałoby się, że stanowisko wszystkich krajów naszej cywilizacji jest jasne, i że wszyscy po “naszej” stronie będą grać do jednej bramki. Tymczasem, takie głowy państwa jak Orbán czy Erdoğan zdają się chcieć nadal lawirować, między Putinem a zachodem. Wenezuelczycy mówią, żę tacy ludzie chcą być w zgodzie “zarówno z Panem Bogiem, jak i z diabłem.” A Niemcy? Dopiero po wspólnej interwencji polsko-litewskiej prezydenta RL Gitanasa Nausėdy i premiera RP Mateusza Morawieckiego, kanclerz Niemiec Olaf Scholz zgodził się na zaprzestanie blokowania wykluczenia Rosji z międzybankowego systemu SWIFT oraz zaczął wysłać sprzęt wojskowy na Ukrainę (doprawdy, bez gwarancji sprawności). Zewsząd płynęły zachwyty, że Niemcy “zamknęli” rurociąg Nord Stream 2 … ale efekt jest znikomy, bo on nawet nie został uruchomiony! Dotychczas, 18 dni po rozpoczęciu napadu Putina na sąsiedni kraj 44-milionowy, RFN nie raczyła zamknąć Nord Stream 1, co pozwala Putinowi nadal zarabiać ponad pół miliarda euro dziennie, i sfinansować, choć z trudnościami, swoją wojnę! Dla porównania, dotychczas, Rosja straciła sprzęt wart ok. 5 mld. euro na Ukrainie. Olaf Scholz nadal nie chce blokować kupna energii od Rosji. Do tego, zapowiada zaprzestanie kupowania rosyjskiego węgla … dopiero jesienią br.! Czy Ukraina tyle wytrzyma?… To jest sytuacja o tyle niezrozumiała, że bardziej przyjazne kraje jak USA, Australia, Indie, Indonezja produkują więcej węgla od Rosji. Polska i … Niemcy także znajdują się w top 10.

POLITYKA ENERGETYCZNA OPARTA NA EMOCJACH

Tak jak Trump przewidział w 2018r., Niemcy wpadły w pułapkę Putina. Jak to się stało? Trochę historii i statystyk. W pierwszej dekadzie obecnego milenium, udział rosyjskiego gazu w UE (łącznie z Zjednoczonym Królestwem) wynosił ok.25%. Dzisiaj, proporcja ta wzrosła do ponad 35% konsumpcji. W 2005r., po utraceniu wotum zaufania przez Bundestag, kadencja ówczesnego kanclerza RFN Gerharda Schrödera z ramienia SPD (tej samej partii, co obecnego kanclerza Olafa Scholza) została skrócona, po czym jego partia przegrała wybory parlamentarne o mały włos. Schröder, doprawdy, miał możliwość uczestniczyć w nowo powstałej koalicji CDU/CSU/SPD (tak zrobili jego współpracownicy, np.obecny prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier), której liderka stała się Angela Merkel.

Niemniej, wolał wybrać znacznie korzystniejsze finansowo stanowisko przewodniczącego rady dyrektorów niemiecko-rosyjskiego koncernu budującego gazociąg północy (znany dziś jako Nord Stream 1), NEGPC, należącego w większości do Gazpromu. To już był pierwszy krok Putina, aby uśpić nieufność Europejczyków. Następnie, despota kremlowski przebiegle wykorzystał 2 istotne wydarzenia na świecie, aby przechylić szalę (oby nie zwycięstwa) na swoją stronę. Pierwszym z nich była katastrofa elektrowni jądrowej w Fukushimie po tsunami w Japonii z 2011r. Na fali emocji związanych z przymusowym wysiedleniem mieszkańców okolic japońskiej elektrowni, udało się przekonać niemiecką opinię publiczną, że elektrownie jądrowe są niebezpieczne i że należy je zamknąć (czego oczywiście nie robi dotychczas Putin w Rosji).

W następstwie tych wydarzeń, Niemcy stopniowo zamykali swoje elektrownie jądrowe. RFN miała stawiać na tzw. zieloną energię. Obecnie, zaledwie 3 elektrownie jądrowe działają między Renem a Odrą. Mają być zamknięte w grudniu br. Drugim faktem jest długofalowy spadek produkcji gazu na morzu północnym. Z ponad połowy zapotrzebowania na gaz ziemny UE w 2001r., udział gazu ziemnego pochodzącego z Unii spadł do poziomu poniżej 20% w dzisiejszych czasach – i to przy konsumpcji praktycznie niezmienionej! Należy przy tym zaznaczyć, że zależność jest bardzo zróżnicowana między krajami. Wyspy brytyjskie, Belgia, Holandia, Francja i półwysep iberyjski praktycznie nie kupują rosyjskiego gazu, w przeciwieństwie do Luksemburga, Niemiec, Finlandii i większości krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Oczywiście, tzw. zielona energia okazuje się totalnym niewypałem na większą skalę, w gęsto zabudowanym kraju 83- milionowym. Elektrownie wiatrowe, które szpecą niemieckie krajobrazy od początku poprzedniej dekady, są skuteczne wyłącznie w momencie, kiedy jest silny wiatr. Przez resztę czasu należy… użyć prądu, aby działały, i zabijają ptaki, co z pewnością nie było celem tzw. ekologów lobbujących za takim typem energii. Na domiar złego, przy silnych mrozach, Niemcy musieli uruchomić … elektrownie węglowe (najbardziej zanieczyszczające powietrze) oraz importować prąd z Francji, ze Szwecji lub z Polski.

ZBYT PÓŹNE PRZEBUDZENIE KOMISJI EUROPEJSKIEJ

Dopiero pod koniec 2020r., Komisja Europejska zdała się zrozumieć, że Trump się nie mylił. KE zdecydowała się odblokować ponad 100 mld. EUR na rozbudowę infrastrukturę gazową w celu importowania LNG z innych kierunków niż Rosja (np. z Azerbejdżanu). Wówczas niektórym obserwatorom wydawało się, że ta infrastruktura będzie niepotrzebna, bo i tak obecna infrastruktura UE pozwala na importowanie znacznie więcej gazu, niż jest potrzebny całej wspólnocie. Cel był jasny: unikać włożenia wszystkich swoich jaj do jednego koszyka – moskiewskiego. Niemcy, jako jedyny kraj w UE, wolał jednak dalej pójść pod prąd (dosłownie i w przenośni) i brnąć w bagnie przygotowanym przez Moskwę. Za to ich spotkała bardzo mocna krytyka, m.in. ze strony największych sąsiadów Niemiec: Francji, która od wielu dziesięcioleci z powodzeniem stawia na atom, i Polski, która pragnie atomu jak nigdy wcześniej. Niemcy mocno lobbowały za tym, aby przyznano jako “czystą” wyłącznie energetykę gazową. Nie wystarczyło. Komisja Europejska uznała także – i słusznie! – energię jądrową jako źródło czystej energii, co jest korzystne zarówno dla Francji, jak i przyszłości Polski, jak i Litwy, która będzie połączona sieciowo do południowego sąsiada. Do jakiej sytuacji to wszystko doprowadziło – widzimy wszyscy: Rosja nadal szantażuje Unię Europejską gazem i ropą naftową, skutecznie blokując jakiekolwiek embargo za sprawą ww. Niemiec. Należy przyznać, że od tej strony Putin się przygotował, ośmielony przez każde kolejne ustępstwo polityków krajów zachodnich. Nie wszyscy rozumieją, że jakiekolwiek ustępstwo wobec Federacji Rosyjskiej jest odbierany przez tyrana jako słabość i zachętę do działania dalej. Sankcje po wojnach w Gruzji w 2008r. jak i za aneksję cześci Ukrainy w 2014r. może i były dotkliwe dla społeczeństwa rosyjskiego, bo wyhamowały wzrost gospodarczy. Niemniej, dla Putina i jego otoczenia, były one śmieszne. Polski eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski twierdzi wprost, że dotychczas “sankcje są dziurawe jak ser szwajcarski”

“AMERICA IS BACK“?

Gdy Biden objął stanowisko prezydenta, oświadczył “America is back” (“Ameryka powróciła”). Ale czy naprawdę? Administracja Bidena nie zapobiegła wojnie – a mogła, gdyby jej członkowie mieli trochę więcej odwagi i byliby mniej skupieni na jałowych bataliach ideologicznych we własnym kraju. Na domiar złego, jest całkowicie niekonsekwentna i potrafi się zwaśnić nawet z własnymi sojusznikami! Najpierw prezydent USA słusznie zadecydował nie kupić gazu ani ropy naftowej od Putina (ok. 8% potrzeb krajowych). Wydawałoby się, że pójdzie po rozum do głowy i poprosi najbliższego sąsiada, Kanady, 4.producenta ropy naftowej na świecie, o pomoc. Nie poprosił, choć stan Alberta, gdzie znajdują się największe w Kanadzie złoża ropy naftowej, graniczą ze Stanami Zjednoczonymi! Kanadyjczycy są na Bidena wściekli. Amerykanie zresztą też są wściekli na Bidena. Do apeli korporacji naftowych i zwykłych ludzi o powróceniu do polityki Trumpa (czyli pozwolenie na eksplorację w celu znalezienia nowych złóż ropy naftowej) przyłączył się nawet … Elon Musk, prezes najbardziej znanej firmy amerykańskiej produkującą auta elektryczne! Niestety, bez skutku.

“LET’S GO BRANDON” PO ARABSKU

Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, od lat sojusznikami USA, zdecydowały się na dyplomatyczne “let’s go Brandon” (zachęcam czytelników do poszukiwania w Internecie, co to znaczy) i nawet nie podnoszą słuchawki, gdy Biden dzwoni. Co gorsza – rozmawiają z … Władimirem Putinem!

To obrazuje totalny brak zaufania wobec obecnej administracji prezydenta USA. Gdy jego poprzednik Donald Trump starał się wzmocnić stosunki między Stanami Zjednoczonymi a monarchiami znad Zaotoki Perskiej, leciwy Biden, gdy kandydował na prezydenta, nazwał Arabię Saudyjską “pariasem”. Gdy już objął prezydenturę, zdeklasyfikował dokumenty o pomocy logistycznej przez niektórych Saudyjczyków w trakcie zamachów z 11.września 2001r. na World Trade Center. Książę Mohamed bin Salman, dziedzic tronu i de facto lider tego kraju, także oberwał od tej deklasyfikacji: to on dał zielone światło dla brutalnego morderstwa dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego na terenie ambasady saudyjskiej w Stambule. Nie zapowiada się, żeby relacje USA-Arabia Saudyjska polepszyły się dopóki prezydentem będzie Joe Biden. Zamiast z Kanadą, z Irakiem, z Meksykiem, z Brazylią czy z Norwegią rozmawiać, i zamiast wysłuchać prośby własnych producentów, Biden woli skompromitować jeszcze bardziej swój kraj na arenie międzynarodowej i … rozmawiać z najgorszym narkodyktatorem całego kontynentu, Nicolása Maduro, którego nawet nie uznaje jako prezydent Wenezueli (a uznaje Juana Guaidó). Maduro w geście “dobrej woli” uwalnia 2 zakładników, Amerykanów pracujących dla Citgo, filii wenezuelskiego (niegdyś) giganta PDVSA w USA, lecz zostawia sobie 5. Z administracji Bidena śmieje się Diosdado Cabello, najbardziej wpływowy człowiek w kraju. Należy przypomnieć, że choć Wenezuela ma największe złoża ropy naftowej na świecie, już dawno wypadła z top 10 producentów za sprawą przestarzałej, zaniedbanej i okradanej przez reżim infrastruktury.

Następnie, Biden rozmawia z jednym, z najbardziej zagorzałych wrogów USA: z Iranem, który podobnie jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, produkuje mniej ropy naftowej niż Kanada! Efekty? Mahmud Ahmadinedżad, niegdyś zagorzały antyamerykanin, wygłasza treści… proukraińskie i antyrosyjskie. Napisał dna Tweeterze “Wielki naród Ukrainy. [do Zełenskiego – red.] Twój honorowy i prawie bezkonkurencyjny opór odkrył szatańskie spiski wrogów ludzkości”. Niemniej, ten Tweet ma bardzo małe znaczenie, bowiem Ahmadinedżad dawno nie jest prezydentem, i stoi w opozycji wobec obecnej polityki prorosyjskiej rządu irańskiego. Reasumując, Biden sprawił, iż świat stał się o wiele bardziej niespokojny, niż był za Trumpa (który, notabene, nie zaatakował żadnego kraju i pozbył świata ISIS oraz terrorysty irańskiego, generała Qasema Soleimaniego). Strach pomyśleć, ile jeszcze lat świat musi wytrzymać z jego administracją, dopóki zostanie wybrany ktoś bardziej sensowny. Można śmiało powiedzieć, że obecnie świat zachodni jest bez lidera. Ile jeszcze Ukraina wytrzyma? Ilu uchodźców z tego kraju będą jeszcze w stanie przyjąć graniczące z Ukrainą Polska, Słowacja, Węgry, Rumunia czy Mołdawia? Czy nasz świat zachodni się nie rozpadnie w międzyczasie, szczególnie w obliczu ataku Putina w Jaworowie (15km od granic RP, UE i NATO) i jego prośbę do Xi Jingpinga o wsparcie militarne ze strony ChRL? Żyjemy w naprawdę (nie)ciekawych czasach…